Dziewiętnaście minut, Jodi Picoult

Dziewiętnaście minut wystarczy, by przygotować i zjeść śniadanie, by poplotkować z przyjaciółką, przeczytać artykuł, albo dwa i na wiele innych spraw. Siedemnastoletni Peter tyle potrzebował, by dopełnić zemsty zabijając i posyłając do szpitala wiele osób. Pierwsze skojarzenie – młody potwór, może opętany przez gry, albo chory psychicznie. A prawda jest całkiem inna…

19_minutDziewiętnaście minut to opowieść o prześladowaniu i zaniedbaniu. O tym jak dzień po dniu wrażliwe dziecko jest pozostawione samo sobie, stając się coraz mocniej ofiarą prześladowań, śmiechu, drwin. Jak jest upewniane, że „elita” ma prawo do wszystkiego, bo ma… siłę. A skoro tak, to zakończyć tę makabryczną serię można również tylko siłą. Nauczyciele przymykają oko, a każde zgłoszenie do nich kończy się tylko wzmocnieniem prześladowań. Niezwykle mocno pokazuje to zresztą scena rozmowy matki Petera z wychowawczynią (bodaj z przedszkola jeszcze), która wprost matce mówi, że ona jest bezsilna, że to Peter musi się postawić, że to… jego zadanie poniekąd. Ta scena uderzyła mnie chyba najmocniej, wraz z zakończeniem.

Oczywiście osób, które w różny sposób wpłynęły na Petera jest bardzo wiele. To oboje rodzice – choć w zupełnie inny sposób. Przez przymykanie oczu, uwielbienie dla starszego syna, próby zarażania określonymi postawami i hobby. Brat… Przyjaciółka, dla której w pewnym momencie Peter staje się symbolem tego, czym nie chce nigdy się stać. Jej matka, która z powodu jednego wydarzenia, rozdziela ich (znacznie wcześniej). Kolejni nauczyciele – w swojej bezradności, akceptacji dla stanu rzeczy (jakże wygodnej). Poszczególni uczniowie. Internauci.

Bardzo ciekawa jest także analiza reakcji poszczególnych osób na to, co się wydarzyło. Rodziców Petera, którzy próbują sobie jakoś poradzić z tragedią, która ich przerosła. Josie i jej matki. Adwokata, którzy przyjmuje sprawę. Rodziców poszczególnych uczniów – tych, którzy ucierpieli i tych, którzy uniknęli tragedii. Nauczycieli i dyrektora. Policjantów, strażników więziennych. Ludzi z zewnątrz.

Czytając tę książkę zastanawiałam się ile jest takich dzieciaków. Przeszłam 3 podstawówki i liceum. Mając zawsze trochę kilogramów za dużo, też stawałam się ofiarą. Tylko mając inny charakter niż Peter, stawiałam się. Chyba dzięki temu udawało mi się czasem powstrzymać „elitę” i nie doszło u mnie do takiego nagromadzenia agresji, jaka rosła w Peterze. I było mi łatwiej – on mieszkał w małym miasteczku, gdzie zaczynał przedszkole z określonymi osobami, z tymi samymi przechodził podstawówkę i trafiał do liceum. Nie było czystej karty, nowego otoczenia, jakie dostawało się mnie…

Ta książka powinna być lekturą obowiązkową – nie tylko dla uczniów, ale także dla rodziców i nauczycieli. Autorka pokazuje kolejne etapy, jakie zachodzą nie tylko w Peterze, ale także w Josie, jego początkowej przyjaciółce, która z czasem przechodzi do „elity”. Dzięki temu widzimy jak dwie słabe osoby, potencjalne ofiary, reagują, jak się bronią. I jak – oboje (wbrew pozorom Jodie znacznie szybciej) stają się agresorami, kierując swoją działanie w różne strony, na różne sposoby. Przeciw poszczególnym osobom, grupom, a nawet sobie.

Ciekawostka – zwróćcie uwagę na czas, gdy Peter siedzi w areszcie. I na postępowanie dziennikarki.

A także na to, że „co rzucisz za siebie, znajdziesz przed sobą” znajduje tu znacznie szerszy kontekst, niz wydaje się na samym początku. Bo wraca wszystko, tylko w różnym czasie, czasem w zupełnie zaskakujący sposób…

Dziewiętnaście minut zostało wydane w 2009 roku, wpisując się w wyzwanie pod hasłem Dekady na maksa.